Nowy Jork w dwa tygodnie – podsumowanie
Nowy Jork: imponujące drapacze chmur, zapierające w piersiach tarasy widokowe, światowej klasy muzea, broadwayowskie spektakle na najwyższym poziomie, ekskluzywne sklepy i butiki i fenomenalna kuchnia z całego świata! To wszystko zostało już opisane na niejednym blogu z Nowego Jorku. W tym wpisie odnajdziecie nasze bardzo subiektywne odczucia z urlopu z jednej z największych metropolii na świecie. Spędzając tam pełne dwa tygodnie, każdego dnia staraliśmy się na bieżąco, w kilku słowach uchwycić nasze ogólne wrażenia. Dorzucając kilka zdjęć z każdego dnia, mamy nadzieję, że zainspiruje Was to, do odkrywania tego miasta na swój sposób. To nie jest typowy plan zwiedzania, ale jeśli ktoś zdecyduje się podążyć naszymi ścieżkami, będzie nam niesamowicie miło. A niebawem na naszym kanale vlogowe filmy z Nowego Jorku.
Dzień 1
Droga na lotnisko: 99km
Samolot: 7240km
AirTrain: 9km
Autobus: 8km
Samochód NY: 22km
Piechtolot: 11km

Nie ma drugiego miasta na świecie, które wystąpiłoby w tylu filmach i serialach… zostało przedstawione na tylu fotografiach… American dream nie skończył się na losach emigrantów przybywających statkami z Europy… trwa nadal w marzeniach podróżników dla których Nowy Jork staje się prawdziwa mekką. Czy tak było w naszym przypadku? No nie wiem… pewnie gdyby nie Mike, z którym znam się pół życia, pewnie Nowy Jork nieprędko pojawiłby się na liście naszych podróżniczych destynacji. Ale decyzja zapadła, bilety i przewodniki kupione – lecimy! Pobudka 3:30. Po przygodach z bagażami i długiej podróży lądujemy na lotnisku JFK, zrzucamy bagaże i rozpoczynamy zwiedzanie. Pierwszy zachód słońca z widokiem na Manhattan i ruszamy w miasto. Na pierwszy ogień idzie pub, typu speakeasy, który jest wzorowany na puby z czasów prohibicji. Wchodzimy z ulicy do pralni. Pralnia działa, ludzie hipnotyzują się wirującym praniem, a na zapleczu funkcjonuje bar. Wieczór się zaczyna. Automaty idą w ruch… Nasze nowojorskie wakacje właśnie się rozpoczęły…
Dzień 2
Piechtolot: 17,5km
Autobus: 3km
Samochód: 52km
Czas w metrze: 1,3h
Kąpiele w oceanie: 3
Hot-dogi: 2

Jet lag daje się we znaki, więc jak mówi stara zasada – jeśli nie możesz pokonać wroga, to spróbuj się z nim zaprzyjaźnić. Wstajemy więc o 4 i przed 5 wyruszamy w miasto. Przed wschodem jesteśmy już na Moście Brooklyńskim, co pozwala nam na zrobienie zdjęć bez tłumów turystów. Nawet dziś most robi ogromne wrażenie. Przechodząc w stronę Manhattanu myślimy o historiach z nim związanych. O kobiecie, która przeszła ekspresowy kurs matematyki i konstrukcji, by skończyć dzieło teścia i męża… o Irlandczykach, których posądzano o alkoholizm, kiedy zapadali na chorobę dekompresyjną… O tych, których tylko spacerujące dłonie i wielbłądy były w stanie przekonać, że most się nie zawali… nie zawalił się i stoi do dziś. I my na nim. Na tamten czas najwyższa budowla w całym Nowym Jorku. Teraz gubi się w gąszczu drapaczy chmur, ale mimo to zachwyca. Zwłaszcza z panoramą Manhattanu w tle. Potem spacer po Manhattanie i najdłuższej ulicy na całym świecie – Broadway. Potem pora na plażowanie. W końcu jesteśmy na wakacjach! Tradycyjne nowojorskie bajgle i widok na ocean. Temperatura iście wakacyjna. Szum fal wszędzie koi tak samo. Niezależnie w której części świata jesteś. Pierwsze doświadczenia za kółkiem w NYC. Niby jeździ się tak samo, jak wszędzie, a jednak trochę inaczej. Dzień kończymy w koreańskiej restauracji. Momentów ekscytacji sporo. Gastronomia w Nowym Jorku zachwyca. Rachunki za te doświadczenia mniej 😉 Mamy wrażenie, że minęły trzy dni nie jeden. A to dopiero wstęp. Najlepsze pewnie dopiero przed nami.
Dzień 3
Piechtolot: 9km
Samochód: 127km
Kąpiele w oceanie: 1

Pierwszy weekend w NYC, a my wczuwając się w klimat wyjeżdżamy poza miasto 😉 W Polsce mierzymy odległości w kilometrach, w USA w czasie. Bo do tego konieczne jest stworzenie strategii. Jak wyjedziesz przed 10 jedziesz 48 minut, jak po – to już godzinę i 20 minut. Z każdą minutą ruch uliczny rośnie, więc jemy pyszne śniadanko i pakujemy się do samochodu. Nasz cel to offroadowa plaża nad oceanem. Zabawa przednia, trochę odpoczynku i magazynowanie energii do zwiedzania miasta. W końcu mamy wakacje, ale od jutra zabieramy się już ostro do roboty 😉
Dzień 4
Piechtolot: 33km
Samochód: 9km
Czas w metrze: 1h26min
Hot-dogi: 2

Czy Nowy Jork może rozczarować? Jeśli masz duże oczekiwania, to myślę, że tak… Ale jeśli tak jak my, nie tworzysz w głowie scenariuszy i nie spodziewasz się zachwytu, to po prostu odkrywasz kawałek po kawałku jego oblicze… Wszystkie najbardziej turystyczne miejsca mogą okazać się rozczarowaniem, ale coś co niewątpliwie zachwyca, to mnogość możliwości… czy Nowy Jork był moją miłością od pierwszego wejrzenia? Zdecydowanie nie! Ale mam wrażenie, że zyskuje przy bliższym poznaniu. Pierwsze myśli są takie, że lepiej oglądać go z daleka… panorama Manhattanu z drugiego brzegu rzeki robi ogromne wrażenie. To przecież obraz znany z tysiąca plakatów… zobaczyć go na żywo to jest coś… jednak czym bardziej w głąb, tym więcej wątpliwości czy to właśnie o to chodziło… Dziś 33 tysiące kroków, ale i tak to co najlepsze, to coś co zupełnie nie jest kultową atrakcją turystyczną… jeden z dwóch oryginalnych barów z czasów nowojorskiej prohibicji… whisky podawane w filiżance do kawy, muzyka na żywo, panowie w kaszkietach i szelkach, swing i charleston… a może to kwestia tego, że my po prostu lubimy zbaczać z typowych turystycznych szlaków… Czekamy co przyniesie dalej ta znajomość. Być może jeszcze polubimy się z NYC bardziej…
Dzień 5
Piechtolot: 23km
Czas w metrze: 1h15min
Promy: 2
Samochód: 11km

Kto rano wstaje, temu… ten może na przykład zrobić sobie zdjęcie z szalejącym bykiem bez tłumów ludzi i kolei masy ludzi zaglądających mu w cztery litery i łapiących za klejnoty. Za to masz w pakiecie występ meksykańskich mariachi! Z dwojga złego, wybór jest raczej oczywisty… 😉 dzisiejszy dzień rozpoczynamy od okolic Wall Street, centrum światowego handlu. Wokół masa szczegółów na które turyści nie zwracają uwagi, ale o tym opowiemy Wam w filmie! Nowy Jork niewątpliwie ma mnóstwo możliwości. Tych kulinarnych także! Dlatego chcąc zjeść coś azjatyckiego lądujemy w Chinatown i mamy wrażenie, jakbyśmy przenieśli się na inny kontynent. Chińskie napisy, Azjaci, chińska kuchnia… i możesz się nie dogadać po angielsku 😉 ale już czeka na nas jeszcze ikona Nowego Jorku i rejs z widokiem na nią i przepiękna panorama Manhattanu.
Dzień 6
Piechtolot: 25km
Czas w metrze: 1h40min
Samochód: 10km

DUMBO! Większości kojarzy się wprawdzie z latającym słonikiem, ale miłośnicy NYC wiedzą, że tam po prostu trzeba być! Ikoniczny punkt z widokiem na Manhattan Bridge, Brooklyn Bridge i Manhattan – możesz nie wiedzieć jak nazywa się to miejsce, ale na pewno masz w głowę kultowy plakat filmu z Robertem de Niro. Dziś wyszła nam wycieczka śladami kultowych ekranowych produkcji: nawet jeśli nie widzieliście, to na pewno o nich słyszeliście! Seriale Friends, Bill Cosby Show czy Seks w wielkim mieście… a na dodatek mnóstwo informacji o zamkniętych ulicach, bo w tym tygodniu kręcą tu kolejny film: Gary, the dog. Miejmy nadzieję, że okaże się to kultową produkcją, bo jak tak dalej pójdzie to wylądujemy na ekranie jako statyści 😉
Dzień 7
Piechtolot: 24km
Czas w metrze: 1h50min
Zaobserwowane wiewiórki: ~30

Podążając filmowymi tropami docieramy do miejsca z kultowych Pogromców duchów! Zobaczyć na żywo miejsca znane bardzo dobrze z filmów czy seriali to niemałe przeżycie. NYC pełen jest nietuzinkowych miejscówek. Budynek bez okien, który jest w stanie przetrwać nuklearny opad? Sztuczna wyspa usytuowana na betonowych kielichach? To wszystko jest tutaj możliwe! Nawet ekspresowe podróże! I tak lądujemy w Little Italy, gdzie nie dość, że udało nam się spróbować pizzy w lokalu, który pierwszy zaczął ją podawać w całych Stanach Zjednoczonych, to jeszcze trafiliśmy na największą imprezę na dzielni! Święto patrona Neapolu, które jest tutaj hucznie obchodzone przez całe dwa tygodnie! Potem szybki transfer do Azji i lądujemy w Chinatown. Ta intensywność wrażeń może być, delikatnie mówiąc – przytłaczająca. Zwłaszcza, że w całym Nowym Jorku jest głośno, a nadmiar bodźców atakuje nas z każdej strony! Pomimo terenów zielonych, trudno tu o spokój i ciszę. Nawet tutaj pęd Nowego Jorku potrafi nas doścignąć. Jedynie wiewiórki w Central Parku wydają się być niewzruszone… obserwując to wszystko w cieniu drzew… w związku z ograniczonym polem ucieczki postanowiły chyba przeżyć ten natłok bodźców i emocji i niewzruszone patrzą na turystów i Nowojorczyków z politowaniem…ech! Big city life! 😉
Dzień 8
Piechtolot: 14km
Czas w metrze: 1h17
Promy: 3
Pietra w górę: 93

Dzisiejszy dzień był absolutnie wyjątkowy. Na pierwszy ogień: Wyspa Wolności. Nie to, żeby jakoś specjalnie zależało nam na tym, by oglądać Statuę Wolności z bliska, choć niewątpliwie robi wrażenie. Głównym celem była wyspa Ellis. Miejsce, gdzie do 1924 roku mieściło się centrum imigracyjne. To tu razem ze swoimi obawami i oczekiwaniami przypływali imigranci ze starego świata, a Wolność Opromieniająca Świat dawała im nadzieję na lepsze jutro. Na wyspie możecie sprawdzić czy ktoś z Waszych przodków przebył te drogę. Wiedząc, że moi pradziadkowie przypłynęli z Europy do USA, oczywistym było dla mnie, że poszukam ich dokumentów tutaj na wyspie. I są… wszystkie najważniejsze szczegóły… jako pierwsze odnalazłam dokumenty babci… nie myślałam, że będzie to dla mnie tak emocjonujące… ale kiedy pomyslałam co musiała czuć dwudziestoletnia dziewczyna wysiadająca na suchy ląd po długiej podróży, to poczułam namiastkę tego, co mogło się dziać w jej głowie… jeśli ktoś z Was wie o przodkach, którzy emigrowali do USA, to bardzo polecam, by odnaleźć szczegóły ich podróży. Po tej niezwykle sentymentalnej wycieczce kolejne wspaniałe doświadczenie. Taras widokowy Summit One Vanderbilt. Podobno najlepszy ze wszystkich i zdecydowanie warty swoich pieniędzy. Dla kogoś, kto woli oglądać Manhattan z dalszej, niż z bliższej perspektywy, tak jak ja, to miejsce idealne! A na wieczór kubańskie rytmy. Czy można wymarzyć sobie lepszy dzień w NYC?
Dzień 9
Piechtolot: 21km
Czas w metrze: 1h15m
Hot-dogi: 2
Wesela: 1

Wczoraj kubańskie rytmy i zarwana noc spowodowały, że dzisiejsza pobudka zamiast o 4:50 miała miejsce o 8:30. I w ogóle jakoś tak leniwie. Zmęczenie daje o sobie znać. Dzisiaj w ogóle inny dzień niż poprzednie. Kasia idzie na amerykańskie wesele, a ja uderzam w miasto. Na pierwszy ogień idzie Central Park ZOO. To które było inspiracją do kreskówki Madagaskar. Aleksa i innych nie znalazłem, więc chyba faktycznie udał im się wyjazd. Jedynie Król Julian odsypiał po nocnych baletach. Samo zoo jest niewielkie, ale bardzo przyjemne. Dużo roślin, drzew i cienia. A ten na wagę złota dzisiaj, bo temperatura dobijała do 28 stopni w cieniu. Niedaleko od zoo (jakieś 2km marszu) na Upper West Side ma siedzibę znaną hotdogarnia – Gray’s Papaya. Kolejka na 20 min czekania potwierdza, że to miejsc skutkowe dla Nowojorczyków. Same hot dogi całkiem znośne, ale za to najtańsze ze wszystkich, które jadłem (7,21$ za dwa). Po tej uczcie ruszyłem na Queeens, do muzeum, żeby zobaczyć makietę miast Nowy Jork, która ma powierzchnię 827m kw i składa się z niemal 900 000 elementów! Dalej to jeszcze cosobotnie food trucki w parku na Flushing i powodów do domu. A Kasia na weselu 😁
Dzień 10
Piechtolot: 21km
Czas w metrze: 45min
Samochód: 46km

Kolejny dzień zaczęliśmy od typowo amerykańskiego śniadania – trzeba w końcu spróbować amerykańskich pankejków 🥞. Zamarzyło nam się, by pójść do restauracji typu diner, usiąść na kolorowej sofce przy oknie i wypić kawę, którą ktoś wleje Ci do filiżanki z przelewowego ekspresu. Czy takie miejsca w ogóle jeszcze istnieją? Czy to tylko obraz stworzony przez amerykańskie filmy? Okazuje się, że istnieją i mają się całkiem nieźle, ale większość z nich znajduje się poza Nowym Jorkiem, przy drogach i mniejszych miastach. Ale i w NYC można znaleźć tego typu lokal, o ile się dobrze poszuka. No i mamy. Ale na urlopie czas leci inaczej – nie wzięliśmy pod uwagę, że jest weekend i kolejka zaczyna się już przed lokalem. Turystów tu nie ma, więc to znak, że dobrze wybraliśmy. Po 45 minutach oczekiwania dostajemy stolik, zamawiamy. Kaczor Donald i wiewióry byłyby usatysfakcjonowane! Pyszka! Po takim śniadaniu mamy siłę na dalszą eksplorację miasta. Jedziemy na Coney Island, plaży znanej z gangsterskich filmów i kultowego parku rozrywki. W końcu czujemy się jak na prawdziwych wakajkach! Wybieramy najstraszniejszą możliwą kolejkę i rura! Znowu mamy po 12 lat! Spacer brzegiem oceanu i totalny relaks. A w drodze powrotnej wpadamy do kolejnego dinera na kultowe kanapki z wołowiną polewane bulionem i cheeseburgery 🍔 na wakacjach żadne reguły żywieniowe nie obowiązują 😉 przy tysiącach kroków dziennie jakoś to się spali 😉
Dzień 11
Piechtolot: 15km
Czas w metrze: 50min
Samochód: 15km
Kolejki linowe: 2

Parafrazując słowa piosenki Grzegorza Turnaua: byliśmy w Nowym Jorku. Siedzieliśmy w Nowym Jorku. Tacy jacy jesteśmy, to byliśmy i siedzieliśmy… A potem się zmęczyliśmy…
Tak właśnie było. 11 dzień i zmęczenie daje się we znaki. Średnia przebitych kroków zdecydowanie podskoczyła w ostatnim czasie… mamy w nogach już ponad 200 km, także dziś dopadło nas zmęczenie. Więc siedzimy i nic się nie dzieje… 😉 nawet w najdłuższych dystansach potrzebny jest dzień zero. Więc dziś tylko kilka filmowych miejscówek i poszwendanie się po mieście. I zaproszenie na pyszny obiad do mamy naszego przyjaciela. Niezwykle miłe spotkanie. Gromadzimy energię na ostatnią prostą… 😉
Dzień 12
Piechtolot: 25km
Czas w metrze: 1h30min

Zmagazynowana energia z wczoraj zdecydowanie się przydała, bo zrobiliśmy dziś 25 km piechotą. Niby wszystko wydaje się w zasięgu spaceru, a potem okazuje się, że ani się nie obejrzeliśmy, a pyknęliśmy sobie półmaraton. Na pierwszy ogień MoMA, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej. Zobaczyć na żywo dzieła van Gogha, Moneta, Fridy Kalo, Picassa czy Salvadora Dali to jest coś! Niestety zbyt długo nie dane mi było pokontemplować, gdyż Michała ciągnęło do kolejnego muzeum z zabawkami dla dużych chłopców. No cóż… mężczyźni czasem nigdy nie wyrastają z pewnych rzeczy 🤷🏻♀️ i tak zamiast napawać się sztuką na najwyższym poziomie, to przeciskaliśmy się przez maszynownie łodzi podwodnej czy mostek kapitana na ogromnym lotniskowcu. No ale muszę przyznać, że statek kosmiczny i na mnie zrobił wrażenie, gdyż nie miałam świadomości jak duży on jest… nie wiem co ja sobie myślałam w zasadzie… że w puszkach po sardynkach ludzie w kosmos latają? No nic… po tym wszystkim znów inaczej odbierasz to miasto… myślisz sobie: ludzie w kosmos latają, a co ja robię na tej mojej wiosce… 🤔 ale może to też po prostu głód skłania do takich rozmyślań, więc czas wrócić na ziemię i zadbać o niższe potrzeby z piramidy Maslowa. Wybieramy Chelsea market i japońskie tacosy… nie pomyliłam się! Kuchnia japońska inspirowana meksykańską! I możesz pomyśleć: co ma piernik do wiatraka, ale ta knajpa jest trochę jak Nowy Jork… nie ogarniesz czasem tych połączeń!
Dzień 13
Piechtolot: 18km
Czas w metrze: 2h:30min
Piętra w górę: 86

Na wczorajsze podsumowania już nie wystarczyło sił… baterie mamy na wyczerpaniu, ale przygoda! Każdej chwili szkoda! Nowy Jork nie pozwala odpocząć. To miasto zawsze zostawia Cię z poziomem nienasycenia, bo przecież tyle tu możliwości… gonitwa, by Cię nic nie ominęło… a wciąż pojawiają się nowe opcje. Nawet my, miłośnicy natury daliśmy się wkręcić 😉 przedpołudnie spędzone na „skrzyżowaniu świata”, skrzyżowaniu kiczu, czyli Times Square. Łapiemy bilety na wieczorny musical na Broadwayu i idziemy na Empire. Ikona NYC, jeden z najbardziej rozpoznawalnych budynków na świecie. Po drodze Michał odkrywa „malutki multitapik”, bagatela – jedynie 130 kranów! To są właśnie te możliwości. Masz tu kuchnię z całego świata, napoje z każdego zakątku i nieograniczone możliwości doświadczania. Taras widokowy w Empire może nie należy do najbardziej spektakularnych w NYC, ale sam budynek w stylu art deco i historia jego powstania zachwyca. Przez 23 lata był najwyższym budynkiem na świecie, a został zbudowany zaledwie w 410 dni! Przed musicalem idziemy jeszcze się posilić do znanego z netflixowego Chef’s table – Ivana. Oczywiście na ramen! Gość, który przez lata prowadził japońską restaurację w Tokio, a jest amerykańskim Żydem. Ale w ramen umie! I to jak bardzo! Deser i wisienka na torcie to MJ musical. Absolutnie perfekcyjne show! Długo musiałam w ogóle Michała namawiać, żebyśmy poszli na Broadway… pół rodziny było w to zaangażowane 😉 a wychodząc powiedział „to było najlepsze show, jakie widziałem w życiu! Petarda!” Więcej nic nie trzeba już mówić!
Dzień 14
Piechtolot; 17km
Czas w metrze: 50min
Samochód: 26km

Na pełne dwa tygodnie pobytu trafił nam się jeden dzień deszczu. ☔️ I to zapowiadany w prognozach od dawna, dlatego zaskoczenia nie było i na ten dzień zaplanowaliśmy sobie wizytę w Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej. Naiwnie myśleliśmy, że jeden dzień nam wystarczy. Otóż, proszę państwa, nie wystarczył. W USA wszystko jest duże. Duże samochody, duże płatki śniadaniowe, nutella, cola i duże muzea. 150 tys m2 przestrzeni z eksponatami. Jeśli chcielibyście tak sensownie zwiedzić to muzeum, to w jeden dzień – nie ma szans. Dinozaury, zwierzęta, owady, wystawy poświęcone rdzennym Indianom, kolekcje antropologiczne poświęcone ludziom ze wszystkich stron świata, kamienie szlachetne, wystawy geologiczne i planetarium. A nawet kawałek księżyca z misji Apollo 11. Nie mam pojęcia co my sobie myśleliśmy 😉 że to wszystko przyswoimy w jeden dzień? Naiwni! Po samym muzeum zrobiliśmy około 6 km. Czy zobaczyliśmy wszystko? Absolutnie nie 😉 Po muzeum wpadamy do koreańskiej dzielnicy. Na pierwszy ogień idą koreańskie delikatesy. No tam wpuścić Michała, to jak zakupoholiczkę do centrum handlowego w Black Friday 😉 poszedł jak dzik w żołędzie i nie oglądał się za siebie. Ograniczenia bagażu nie pozwoliły na zbyt duże zakupy, ale z polowania nie wrócił z pustymi rękami. Na obiad umawiamy się z Mikim w koreańskim barze szybkiej obsługi. Opcje na wynos i opcje do konsumpcji na miejscu. Oczywiście zapakowane w tonę plastiku. Ale jedzenie pierwsza klasa! 👌 a potem już tylko big city life. Na pierwszy ogień McSorley’s Old Ale House – najstarszy działający pub w NYC. Drewniana podłoga wysypana trocinami i piwo, które dostajesz w dwóch małych kuflach. Kiedy go otworzono nie było jeszcze Mostu Brooklińskiego, Statuy Wolności, silnika spalinowego ani Polski na mapie. Kawał historii w starych gazetach na ścianach i niesamowity klimat. Potem uderzamy na DUMBO! Time out market po zmroku ma zupełnie inna atmosferę niż w dzień! Widok na mosty: Manhattan i Brooklyn oraz oświetlone wieżowe jest jak z pocztówki. Tak trzeba żyć!
Dzień 15
Piechtolot: 16km
Czas w metrze: 1g30min
Tarasy widokowe: 2
Wspinaczki na szczyt wieżowca: 1

Na ostatni dzień w Nowym Jorku zostawiamy sobie coś specjalnego. Jakby adrenaliny było mało dotychczas. Z samego rana po wypiciu kawy w towarzystwie nowojorskich wiewiórek uderzamy na One World Observatory. Niby to już kolejny odwiedzony taras widokowy, ale perspektywa zupełnie inna. W 44 sekundy pokonujemy 102 piętra, by zobaczyć Statuę Wolności, wyspę Ellis czy Most Brookliński z najwyższego budynku w Nowym Jorku. Szczególnie symbolicznym dla Amerykanów, gdyż obrazującym powstanie po ogromnej katastrofie z 11 września. Daty, która zapamiętał cały świat. Dziś stoi dumnie pokazując siłę Ameryki. Potem szybko kawałek nowojorskiej pizzy (na koniec trafiła nam się zdecydowanie najlepsza i co ciekawe – przez przypadek, bo nie mieliśmy wcześniej żadnych rekomendacji tego miejsca). Przyda się trochę energii, gdyż wybieramy się na city climbing. Wdrapywanie się na wieżowce Manhattanu nie było nigdy naszym marzeniem, ale trzeba zakończyć ten pobyt z przytupem. I co najlepsze: nie wdrapujemy się tam po to, by pucować okna, ale by podziwiać widoki! Stanąć na krawędzi jednego z najwyższych budynków w NYC i obejrzeć panoramę Manhattanu bez szyby oddzielającej nas od tego wszystkiego, to coś co długo zostanie w naszej pamięci! Wisienka na torcie! Zdecydowanie było warto!
Nowy York w dwa tygodnie:
Piechtolot: 289,5 km
Czas w metrze: 18 godzin 15 minut
Samochód NYC: 318 km
Tarasy widokowe: 4
Kąpiele w oceanie: 3
Kolejki linowe: 2
Wspinaczki na szczyt wieżowca: 1
Wiewiórki: pierdyliard
Zoo: 1
Wesela: 1
Muzea: 3
Hot-dogi: 9
Slice’y pizzy: 16
Samoloty: ~14500 km
To już jest koniec… przynajmniej na razie… 😉 jeszcze nigdy z żadnego urlopu nie wracaliśmy tak zmęczeni! Nowy Jork sprawia, że możesz poczuć się jak osoba z zaburzeniami osobowości borderline. Kochasz i nienawidzisz niemalże w tym samym momencie. To nie jest miejsce typu pokochasz LUB znienawidzisz, gdyż każdy, ale to absolutnie każdy znajdzie tu coś, co go zachwyci i coś, co doprowadzi go do szewskiej pasji. Ogromne miasto z nieskończonymi możliwościami. Potęga i bylejakość w jednym. Miasto, które nigdy nie śpi i gdzie koks jest tańszy od alkoholu. Miasto, które pachnie marihuaną. Miasto, w którym jedni latają helikopterami na wystawne kolacje do restauracji z gwiazdkami Michelin, a inni śpią na ulicy. Miasto, gdzie jakość nie zawsze idzie w parze z ceną, a sami nowojorczycy mówią „temporary permanent”, czyli nasza prowizorka na zawsze i gdzie budynki sięgają chmur. Miasto, które od dziesięcioleci działa jak magnes na wszystkich szukających American Dream. Punkt, który pojawia się jako marzenie na niejednej podróżniczej liście. Miasto znane z filmów, książek, zdjęć, muzyki, obrazów, opowieści. Na tyle znane, że przechadzając się po jego ulicach można mieć wrażenie, jakbyśmy tu byli wcześniej. Jakbyśmy wiedzieli co będzie ulice dalej. Totalnie kultowe. Najbardziej znane na świecie. Kultura i sztuka jest tu na najwyższym poziomie. Restauracje oferują kuchnię z każdego zakątka świata. W sklepach jest wszystko, konsumpcjonizm na najwyższym poziomie opakowany w tony plastiku. Reklamy próbują wzbudzić w nas kolejne potrzeby, których do tej pory nie było i zewsząd dokładają nam kolejnych bodźców. W NY króluje pieniądz, to jedno z najdroższych miast na świecie. A równocześnie mnóstwo rzeczy jest za darmo: widoki, joga w parku czy muzyka w metrze. Czy warto pojechać do NYC? Zdecydowanie tak! Chociażby po to, by to wszystko zobaczyć! Musical na Brodway’u czy rzut oka na Manhattan z jednego z tarasów widokowych to inwestycja w najlepsze wspomnienia!
NYC w naszych artykułach:
Nowy Jork – co chciałabym wiedzieć przed wyjazdem
Co może zaskoczyć Cię w Nowym Jorku?
Nowy Jork w dwa tygodnie – podsumowanie
NYC w naszych filmach:
NOWY JORK | co ZOBACZYĆ i co ZJEŚĆ | vlog 1 | 🇺🇸 #73
NOWY JORK | Manhattan | Greenpoint | Atrakcje i JEDZENIE | vlog 2 | 🇺🇸 #74
NOWY JORK | filmowe lokacje i JEDZENIE | DUMBO Manhattan | vlog 3 | 🇺🇸 #75
NOWY JORK | PIZZA, zoo i dzikie PLAŻE | Manhattan Queens | vlog 4 | 🇺🇸 #76
SUMMIT najlepszy taras widokowy i KULTOWA plaża | Manhattan Brooklyn | vlog 5 | 🇺🇸 #77
Nowojorskie perełki – Empire, MoMA i NAJTAŃSZA pizza | vlog 6 🇺🇸
Nowy Jork: WSPINACZKA na wieżowiec i ramen z NETFLIXA | vlog 7 🇺🇸
Fajne zwiedzanie! Zazdro!
Było intensywnie! Nawet bardzo 🙂